Hamerykancy rock raczej nie robi na mnie większego wrażenia. Coś tam sobie niby grają, ale do mnie nie za bardzo trafia. I właśnie znalazła się płyta, która trafiła tak dokładnie, że nie mogę się z nią rozstać od kilku tygodni. W samochodzie leci cały czas. Córuchna moja raz wrzuciła coś innego, ale na drugi dzień "El Camino" powróciło do odtwarzacza. Rodzina powoli zaczyna mnie traktować jak nieszkodliwego wariata ;-)
A wszystko przez Rola! Chłopie, czytając Twojego bloga można naprawdę znaleźć sporo fajnych dźwięków. Tam też obiecałem, że po otrzymaniu należnej mi wypłaty kupię album. I kupiłem. I nie żałuję. To naprawdę porządna, rockowa płyta. Szorstka, gitarowa, szczera. Przemawia do mnie praktycznie cała. Gdybym miał wymieniać najlepsze utwory, to na pewno byłoby to "Lonely Boy" i "Little Black Submarines". Słuchając tego drugiego, moja żona ukochana była (i jest) święcie przekonana, że to jakiś cover Led Zeppelin!
Dzięki dzięki:) Właśnie popadam w samozachwyt i osiadam na laurach:) Mam jeszcze pełno płyt do opisania i rozreklamowania także każdy znajdzie coś dla siebie. Jakoś na dniach recenzja poprzedniego krążka Black Keysów a później troszkę cięższych klimatów.
OdpowiedzUsuńA "Little Black..." faktycznie brzmi jak cover jakiegoś klasyka z lat 60-70:)
Ta kapela jest na serio fajna, szkoda, że aż tak bardzo ją ostatnio męczą. Gdzie się człowiek nie ruszy to ich słychać w radio, w pubach, w centrach handlowych. Aż strach otwierać lodówkę.
OdpowiedzUsuń