Dziś miłości do Portishead ciąg dalszy. Płytę pożyczyła mi Kasia, która to, gdy tylko się dowiedziała, że jestem świeżym miłośnikiem ich dźwięków, to się strasznie ucieszyła i na drugi dzień przyniosła tego CD.
Dźwięki wydobywające się ze słuchawek są nieco ocieplone żywymi instrumentami, to uczucie osaczenia i opuszczenia jest może trochę słabsze, aczkolwiek niepokojąco obecne. W końcu to nagranie koncertowe, musi być inne od tego, co powstało w studio. Niektórzy twierdzą, że dopiero płyty live świadczą o klasie muzyki, tam dopiero słychać, jak to wszystko brzmi niejako "na placu boju".
Coraz bardziej korci mnie, aby dorwać się do tekstów piosenek. Tak już mam, gdy już muzyka mnie pochłonie, to pragnę wiedzieć cóż ciekawego jeszcze tkwi w tekstach. Ale jeszcze nie dziś, teraz po prostu sobie posłucham!