Pokaż przykład MUSIC ON THE HEAD: grudnia 2011 -in search of the lost chord.

sobota, 31 grudnia 2011

Dlaczego tak lubię kasety magnetofonowe?

Espana 78

   Ostatnio będąc u rodziców, w swoim domu rodzinnym znalazłem odpowiedź na to jakże ważne dla mnie pytanie. Trzymając w ręku kasetę ze zdjęcia powyżej wszytko stało się jasne. Przypomniałem sobie ten dziecięcy niepokój zakazanego owocu, którego lekki przedsmak (a raczej łagodny powiew aromatu!) poczułem patrząc na okładkę tej taśmy. Jak widać składanka pochodzi z 1978 roku, więc wtedy miałem... 5 lat!
   Jakby ktoś nie zajarzył, o co mi chodzi, to poniżej powiększenie fragmentu, który budził we mnie te trudne do opisania emocje:

cycuszki

   No, to teraz wiecie :-) Zapewne jest również bardzo wiele cedeków i analogów z podobnymi obrazkami, ale w moim przypadku to zapewne właśnie ta kaseta przyczyniła się do powstania zjawiska pod tytułem MTSKM.
   A z uwagi, że dziś ostatni dzień 2011 roku, to poza najlepszymi życzeniami z okazji nadchodzącego Nowego Roku 2012 (podobno ostatniego) chciałbym przypomnieć, że we wrześniu obchodzimy drugą edycję Międzynarodowego Tygodnia Słuchania Kaset Magnetofonowych!
   Trzymajcie się! Oby rok 2011 nigdy się nie powtórzył!

czwartek, 29 grudnia 2011

Internetowe Zajawki vol.3
Arka Noego -Gaz Na Ulicach


   Słuchaliście kiedyś Arki Noego? Nie? Nie wierzę! Wszyscy słyszeli chociażby ich najsłynniejszy kawałek "Święty Uśmiechnięty". Ale ja nie o tym. Dziś posłuchajcie sobie ich coveru Kultowego "Gazu Na Ulicach". Piosenka jest zwiastunem ich nowej płyty -"Pan Krakers". 
   Naprawdę, od pierwszych sekund tego kawałka moja szczęka leżała na podłodze, ja siedziałem z wybałuszonymi gałami wpatrzonymi w monitor, a moje uszy chłonęły nadciągające dźwięki. Co za zmiana! Co za czysta, żywa, gitarowa energia! "TO JEST TEN SMAK!" -aż chciało by się krzyknąć cytatem z pewnej reklamy. Nie ma co, jutro gonię po płytę!

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Choróbsko is in da house

choróbsko

   Święta... Czas radości, odpoczynku i masowego obżarstwa. Spacerów, odwiedzin, leniuchowania oglądania filmów i słuchania muzyki. No, przynajmniej takie były plany. Taaa...
   A mamy zestaw leków, syna w gorączce, nieprzespane noce (i to wcale nie przez ostre imprezowanie, o, nie!) i domową kwarantannę. Dziecko chore i cały dom postawiony do góry nogami. Właśnie żona moja ukochana próbuje synka naszego położyć na małą drzemkę. Może dwadzieścia minut pośpi... Więc mam czas na napisanie powyższego posta. Następny -dopiero jak młody wydobrzeje. Oby jak najszybciej...

piątek, 23 grudnia 2011

Chór Uniwersytetu Szczecińskiego -Witaj gwiazdko złota


   Cóż za zmiana! Poniżej krwisty Korpus Kanibali, a tutaj świąteczne kolędy! Ano cóż... Tak jakoś wyszło. Dostałem tą płytę rok, albo dwa lata temu i jest to jeden z najpiękniejszych albumów z kolędami jakie w życiu swoim słyszałem. A że czas mamy świąteczny i słuchanie takiej muzyki jest ze wszech miar usprawiedliwione, a nawet wskazane, to dzielę się z Wami takąż refleksyją :-)
   I w związku z powyższem, pragnę życzyć Wam, drodzy Czytelnicy, Świąt Bożego Narodzenia pełnych ciepła, rodzinnej radości, a także refleksji nad losem Tego, który się narodzi jutro wieczorem. A pod choinką niechaj się znajdą wszystkie muzyczne zachciewajki, na które cały rok mieliście chrapkę, ale jakoś kasy nie było ;-)

środa, 21 grudnia 2011

Cannibal Corpse -The wretched spawn

Cannibal Corpse

   Jest moc? Pewnie, że jest! Tak w ogóle, to raczej nie słucham death metalu, Cannibal Corpse jest wyjątkiem. Cenię ich za szybkość, głos wokalisty, za te wszystkie energetyczne kawałki, które potrafią mnie postawić na nogi szybciej niż mocna kawa. Jest tylko jeden problem. A właściwie dwa. 
   Pierwszy to taki, że kompletnie nie rozróżniam utworów :-) Lubię tą napierdzielankę, ale jaki to kawałek, z której płyty -zabijcie mnie, nie wiem. Więc tak naprawdę to nie ma znaczenia, czy bym tu przedstawił powyższy "The wretched spawn" czy też "Butchered at birth" (od tego drugiego rozpoczęła się moja przygoda z Kanibalami).
   Drugi problem jest taki, że przesłuchanie jednej płyty dostarcza mi takiej dawki energii, że wystarcza na miesiąc. Nie mógłbym cały dzień spędzić przy death metalowych rykach. To dla mnie za dużo.
   Osobnym tematem są okładki płyt -tak obrzydliwe, że aż na swój sposób... niepowtarzalne. Chciałem napisać "piękne" ale grubo bym przesadził :-) W niektórych krajach były nawet zabronione, a we wszystkich zestawieniach nakrwawszych okładek Cannibal Corpse trzyma czołowe pozycje. A palmę pierwszeństwa dzierży wspomniany wcześniej "Butchered at birth".
   To jak? Słuchamy?

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Killing Joke -Absolute dissent

Killing Joke

   Dziś byłem w eM Markiecie i załapałem się na jakąś przecenę. Stał sobie wózek ze stertą płyt o baaardzo fajoskich cenach :-) Jak bardzo fajoskich? Ano, tak bardzo, jak na zdjątku poniżej, które zrobiłem przed zerwaniem tych naklejek (nie lubię takich "dodatków" na pudełkach):


   No i cóż? Obiecałem sobie, że do końca roku nie kupię żadnej płyty. I k-u-p-a! Zapakowałem powyższy Killing Joke i "From her to eternity" Nicka Cave'a. Bardzo lubię takie rozdania, mam nadzieję, że przed świętami jeszcze ogłoszą jakąś akcję typu "wszystko bez vat" to wybiorę się na następne polowanie.
   Killing Joke poznałem dzięki blogowi Rola, który u siebie zamieścił recenzję tej płyty. Zasiadając jej przesłuchania postanowiłem "na gorąco" robić notatki o słuchanych utworach, żeby nie pogubić się potem i w miarę kojarzyć która piosenka bardziej mi się spodobała, a która mniej. Zwłaszcza, że "Absolute sissent" słuchałem po raz pierwszy. A że nie chce mi się przepisywać tych bazgrołów, to po prostu poniżej macie fotę z moimi kulfonami. Mam nadzieję, że się rozczytacie!


sobota, 17 grudnia 2011

Aya RL -Czerwony album

Aya RL

   Taką dziś miałem ochotę na polskiego rocka. Włączyłem sobie starą kapelę Pawła Kukiza. I wiecie co? W sumie z całego tego albumu najbardziej lubię "Naszą ścianę" -utwór według mnie ponadczasowy, wspaniały. Uwielbiam jego początek z tym odgłosem uruchomionego silnika, pulsujący rytm perkusji i głos Kukiza: "Naciskam ręką ruchomą ścianę lecz ona wciąż trwa, jeszcze pogładzę ją palcami i odchodzę. Nie przyjdę tu sam.". I nagła zmiana, werbel i wciąż ten pulsacyjny rytm. Tak. Wciąż robi wrażenie.
   Mam reedycję płyty na której stoi dumny napis: "24 bitowy cyfrowy remastering". Albo gówno prawda, albo remastering został parszywie zrobiony. W każdym razie cedek brzmi chropowato, niewyraźnie, wręcz dziadowsko. Muszę gdzieś dorwać vinyl, może tam będzie lepiej...

środa, 14 grudnia 2011

Internetowe Zajawki vol.2
Siekiera -Ballady Na Koniec Świata

Siekiera

   SIEKIERA WYDAŁA NOWĄ PŁYTĘ!!!! Przeczytałem tą rewelacyjną informację kilka dni temu na Onecie i od razu chciałem gnać do sklepu po ten album. Na szczęście najpierw sobie trochę o nim poczytałem i posłuchałem kawałka "Przekwitło lato" który jest dostępny legalnie na Jutubie. I teraz już sam nie wiem co robić. Zresztą, posłuchajcie sami, jak brzmi nowa Siekiera:


   I jak? No właśnie. Miałem tak samo. Jeden wielki znak zapytania! To ma być Siekiera?! To jałowe plumkanie?? Ten rozedrgany, rozmarzony głos Adamskiego?? Cholera, skoro chciał nagrać taką płytę, dlaczego to zrobił pod szyldem Siekiery? JAKIM PRAWEM?????
   No dobra, uniosłem się. Adamski ma pełne prawo nagrywać co tylko chce jako Siekiera, w końcu to praktycznie tylko jego zespół, zawsze on o wszystkim decydował. Zupełnie jak Eldritch w Sisters Of Mercy. Tworzył piekielnie ostre punkowe kawałki, nagrał wspaniale nowofalową i zupełnie inną "Nową Aleksandrię", a teraz ballady. Niezłe zwroty akcji, co nie?
   Przedwczoraj słuchałem "Przekwitło lato" cały wieczór. W kółko. Chciałem odkryć w nim coś, co skłoni mnie do zakupu płyty, co pozwoli zrozumieć tą estetykę. I wciąż mam pustkę we łbie. A wy?

wtorek, 13 grudnia 2011

13.12.1981-13.12.2011

LUC -39/89 -Zrozumieć Polskę

   Na dzisiejszy wieczór wybrałem znów płytę LUC-a. Pisałem o niej już tutaj. Wiecie, w sumie nie chciałem ruszać polityki na mojej stronie. Ale przeglądając blogi kolegów widzę, że ta data nikomu nie umknęła. Więc też dorzucę swoje trzy grosze.
   Dziś w Trójce słyszałem wywiad z premierem, którego nazwisko zaczyna się na M. Powiedział on kiedyś, że chciałby, żeby ta data kiedyś kojarzyła się ludziom z zakończeniem negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską, a nie z ogłoszeniem stanu wojennego.
   Pierdol się, Panie eM. Po moim trupie.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Tangerine Dream -Poland

Tangerine Dream

   Tak więc w 1983 roku zespół przyjechał do Polski, aby zagrać koncert w Warszawie. Podobno było to wielkie wydarzenie, bo artyści zza żelaznej kurtyny pojawiali się w Polsce rzadziej niż niż papier toaletowy w sklepach... A że na dodatek chłopaki tylko wygrywali swoje melodyjki na jakichś tam udziwnionych pianinach, to czerwona władza nie bała się, że nieprzewidzianą piosenką wezwą lud pracujący do strajkowania, czy czegoś podobnego. Zresztą w tym samym roku odbyła się też trasa koncertowa Klausa Schulze, więc chyba ktoś tam z wierchuszki uznał, że to bezpieczny rodzaj muzyki: "-Siedzą, Towarzyszu, słuchają, trochę kiwają się na boki, uśmiechają się nie wiadomo czemu... Żadnego pogo, żadnego noł fiuczer. Głupi, ale za to spokojni, hehe!" -może tak właśnie byli odbierani fani el-muzyki.
   A co z tą Polską? Eeee... To znaczy z płytą "Poland".... Mamy tutaj dwupłytowy album z czterema utworami -po jednym na stronę longplaya. Poszczególne utwory dzielą się jeszcze na sekcje (ja wolę je nazywać tematami), które mają osobne nazwy. Najsłynniejszym tematem jest "Warsaw in the sun", który jest częścią "Barbakanu". Gdzie oni ujrzeli słońce w tej szarej polskiej rzeczywistości tamtych lat -nie wiem, ale z muzyki bije mnóstwo pozytywnej energii która błogo rozlewa się po całym ciele. Poza tym bardzo lubię "Horizon". Zwłaszcza drugi temat, który niepokojąco rozpoczyna się dynamiczną syntezatorową melodią i tak toczy się ciągnąc ten temat i przykuwając do siebie uwagę aż do końca płyty.
   Album powstał po wspomnianej już na moim blogu "Hyperborei" i mimo, że utyskuję tam na coraz słabszą wartość twórczości Tangerine Dream, to "Poland" zawiera muzykę o wiele od niej ciekawszą, głębszą. Jeszcze nie czuć tu miałkiego pobrzękiwania na klawiszach. Jeszcze czuć ducha starego TD, jeszcze warto posłuchać tej płyty...

sobota, 10 grudnia 2011

John Williams -The Star Wars Trilogy Soundtrack

The Star Wars Trilogy

   Wiecie co, tak naprawdę to nie lubię soundtracków. Przeważnie tak jest, że muzyka składa się z jednego fajnego kawałka, który na dodatek leci podczas napisów końcowych, a reszta to muzyka, której wysłuchanie bez obrazu mija się z celem. No bo skoro muzyka ma być dopełnieniem tego, co się dzieje na ekranie, to jaki jest sens słuchania jej bez tego najważniejszego elementu? Ale są takie nagrania, przy których filmowe sceny same pojawiają się przed oczami. 
   I tak właśnie jest tutaj. Przy "Main Theme" od razu widzimy litery płynące poprzez przestrzeń a "The Imperial March" to Darth Vader idący korytarzem (no, przynajmniej ja tak mam). A reszta? No właśnie z resztą jest to, co napisałem na początku. Trudno mi powiązać ją z jakimiś scenami z filmu.
   A, jest jeszcze jeden szczególny utwór: "The Cantina Band" -no, ten kawałek jest tak zupełnie inny od całej reszty, że na pewno od razu zgadniecie gdzie go słychać w filmie!

środa, 7 grudnia 2011

Internetowe Zajawki vol.1
Sue Clyde

Sue Clyde

   Duma mnie rozpiera! Gdy słyszę takie fajne dźwięki i czytam, że kapela pochodzi ze Szczecina, to cóż innego mogę czuć w sercu moim? A wszystko się zaczęło od przeglądania bloga WAFP!. Tam też jest post o Sue Clyde, są też udostępnione jego utwory. Posłuchałem, poczytałem i znalazłem ich stronę na Myspace, aby na nią trafić, wystarczy kliknąć na powyższy obrazek.
   Na blogu WAFP! opisałem swoje odczucia po przesłuchaniu muzyki Sue Clyde, więc nie będę się produkował od początku, tylko zacytuję samego siebie:

   Jako rodowity Szczecinianin cieszę się, że takie perełki powstają w moim grodzie :-)
   "Moonbeams" i "Unravel" to wspaniałe elektroniczne pejzaże doskonale współgrające w cudownym głosem wokalistki. Chociaż w tym drugim pośrodku jest coś nie tak -to wyciszenie brzmi jak usterka techniczna, a nie celowy zabieg. "Home" nie za bardzo mi się podoba -taki popowy kawałek, do posłuchania i zapomnienia. "Here" długo się zaczyna, ale warto zaczekać. Jest o wiele ciekawszy od poprzednika. Wraca ten relaks, to chilloutowe rozluźnienie obecne w dwóch pierwszych utworach.
   "Chances" znów wraca do popowego rytmu, ale mimo to może się podobać. Na pewno bardziej niż "Home".
No i najważniejsze pytanie: można gdzieś kupić płytę?

poniedziałek, 5 grudnia 2011

100 hitów Disco Polo LIVE

100 hitów Disco Polo LIVE

    Wczoraj byłem z rodzinką na spacerku i po drodze wstąpiliśmy do saloniku prasowego, gdzie dzieciaki zakupiły sobie gazetki do poczytania. Córuchna moja zakupiła Bravo Girl -dorasta dziewczyna, a synek wybrał sobie gazetkę z Elmo w środku (Elmo to jego absolutny namber łan). A ja wypatrzyłem na najniższej półce stertę czegoś takiego jak na zdjątku powyżej. 14.99 za 10 płyt z setką absolutnie najwspanialszych hitów Disco Polo!! Szał!!! Musiałem użyć całej swojej siły woli i chwycić się regału z gazetami, żeby z obłędem w oczach nie pobiec do kasy. Ale kilka szybkich wdechów i oprzytomniałem. Tylko żona moja ukochana jakoś tak dziwnie się na mnie patrzyła. Strzeliłem fotę, przypadkiem kciukiem zasłaniając facjatę jakiejś panienki (a może to jedna z tych gwiazd??) i poszliśmy dalej.
   Ale nie daje mi to wciąż spokoju. 10 płyt za 15 zeta daje cenę jednostkową złoty pińdziesiąt za cedeka. Za zestaw 40 krążków Beethovena dałem 60 zł, więc za jednego CD wychodzi... też złoty pińdziesiąt!!!!!
   Później, spacerując z rodzinką po mieście, w głowie kołatała mi się piosenka:

sobota, 3 grudnia 2011

Coma -Czerwony album

Coma

   No nie wytrzymałem! Niestety, przesłuchanie 40 płyt Beethovena na raz to ponad moje siły. Do tej pory przesłuchałem pięć. Ale co się dziwić, skoro na urodziny (były wczoraj) dostałem od swojej żony ukochanej najnowsze dzieło chłopaków z Comy. Słucham go po raz chyba setny ;-)
   I co my tu mamy? Mamy kawał porządnego, rockowego grania! Płyta zupełnie inna od "Hipertrofii", bliższa debiutowi i "Zaprzepaszczonych sił...", chociaż ten drugi album uważam za najsłabszy w dyskografii. "Excess" łaskawie pomijam, bo nijak się ma do całej reszty. Koncertówka i symfoniczne wygłupy też się nie liczą.
   Ale wracając... Mamy tu singlowy "Na pół" -świetny, lekki, doskonale zagrany numer (idealny właśnie na singiel!), mamy tu niewinnie zaczynający się, ale wchodzący w szybkie, ostre granie "W chorym sadzie" oraz jak dla mnie najlepszy, dodający energii "Los cebula i krokodyle łzy". Ta piosenka powinna być puszczana na terapii dla ludzi z depresją. Jest tak przepełniony pozytywną energią, że aż dziwne, że to Coma zagrała. W ogóle to chyba pierwszy album tego zespołu z tak pozytywnym oddźwiękiem. A tak się bałem, że po typowo nabijających kabzę "Excess" i "Symfonicznie"  zespół nie nagra nic dobrego!

czwartek, 1 grudnia 2011

Beethoven -Premium Edition

Ludwig van Beethoven -Premium Edition

   Zaszalałem, a co! Czterdzieści płyt z muzyką Ludwika van Beethovena. Kupione przedwczoraj na Allegro za niecałe 60 zika. Nówka w folii :-) Ciekawe, kiedy ja to wszystko przesłucham... No i kiedy następnego posta zamieszczę!
   Przedwczoraj, jak na dobrego obywatela Unii Europejskiej przystało, posłuchałem sobie 9 Symfonii. Ale nie na baczność, hehe. Teraz pojadę już po kolei, ale pewnie jakąś przerwę na inną muzykę sobie zrobię. Nie wierzę, żebym wytrzymał aż taką dawkę Beethovena na raz. Nie jestem żadnym znawcą, ani fanatykiem muzyki poważnej, ale od czasu do czasu warto się odchamić i troszkę tej ogłady i bardziej wysublimowanej wrażliwości załapać, prawda?