Pokaż przykład MUSIC ON THE HEAD: lipca 2011 -in search of the lost chord.

piątek, 29 lipca 2011

Niechorskie klymaty vol.4

Niechorskie klymaty vol.4





   Aż się nie chce nic pisać. Bo i o czym? Woda leje się z góry i nie zanosi się na jakieś zmiany... Wszyscy odgrażają się, jaki to Sierpień będzie ładny, ale co mi po tym? Wtedy będę siedział grzecznie za biurkiem w pracy!
   Nawet żeby zrobić to zdjęcie, nie chciało mi się wychodzić na zewnątrz, więc strzeliłem je z okna. Jest brzydkie i nieostre jak ta zasrana pogoda... Idę po piwo...

sobota, 23 lipca 2011

Amy Winehouse's dead -undead,undead, undead

Amy Winehouse

   Czy ktoś jest zaskoczony? Czy kogoś to dziwi? Abstrahując od straty wybitnej wokalistki, to ostatni okres życia Amy dążył jednoznacznie do takiego finału. Ciekawe, jak teraz się czuje Blake...
   Zastanawia mnie jedna rzecz. Ile kasy teraz będzie można wydusić ze zmarłej artystki? Ile poprawionych reedycji, kompilacji, zestawień, the best offów wyjdzie teraz? Sex Pistols swego czasu wydali płytę zatytułowaną "Flogging a dead horse" czyli "Chłostając zdechłego konia" -jak dosadnie określili wyciskanie gotówki z rozpadłego zespołu!
   Teraz czekamy na chłostanie Amy...

PS

Tytuł posta jest parafrazą pewnego tekstu pewnej piosenki. Mały konkurs: jaka to piosenka i jakiego zespołu?

czwartek, 21 lipca 2011

Niechorskie klymaty vol.3

   Niestety, moje poszukiwania zaginionego akordu w Niechorzu jak na razie nie przynoszą efektów. Będąc  w desperacji zajrzałem do netu i stęskniony wróciłem do jednego ze swoich ulubionych zespołów. Mjut koi, Mjut uspokaja... Szkoda, że tylko jeden kawałek można przesłuchać w necie, ale dla mnie to jak mjut, oj, przepraszam, miód na moje zbolałe serce. If you know what I mean ;-)

wtorek, 19 lipca 2011

Niechorskie klymaty vol.2

Niechorskie klymaty


   Jak powszechnie wiadomo, natywnymi motywami pomorza są jakże miłe dla ucha dźwięki fletni pana, tudzież innych instrumentów powszechnie używanych przez Indian, którzy zamieszkali te gościnne rejony wieki temu.
   Spragniony muzyki, a że bieda pod tym względem nad morzem okrutna, przystanąłem na chwilę z rodzinką posłuchać rzewnych melodii i zaśpiewów z amerykańskich prerii. Zamyśliłem się... Potraktowałem to doświadczenie jako ekwiwalent swoich wieczornych odsłuchów i stwierdziłem, że jednak drażni mnie to okrutnie! Ale syn mój półtoraroczny prawie był zachwycony! Szybko zabrałem stamtąd rodzinkę, nie chcąc wypaczać gustów muzycznych potomka. 
   Dyskretnie była wystawiona walizeczka z płytami CD, na które rzuciłem się niczym wygłodniały wilk, ale mój zapał został szybko ostudzony. The best of pan flute -to nie dla mnie. Idziemy dalej, może jutro uda się znaleźć jakąś ciekawą muzykę!

sobota, 16 lipca 2011

Niechorskie klymaty vol.1

Niechorskie klymaty

   A więc Edgar z rodzinką wybrał się na wakacje! Przez trzy tygodnie będę przesiadywał w Niechorzu tuż na samym Bałtykiem, o tutaj. Stąd pomysł stworzenia cyklu, który udokumentuje moje wrażenia dźwiękowe z pobytu nad morzem.
 Droga, jak to droga w środku sezonu w Sobotę. Gdy wyjechaliśmy na autostradę to wszczepiliśmy się w ciąg aut snujących się 20 km/h. "O, nie! Tak być nie może!"-pomyślałem i gdy tylko nadarzyła się okazja, hop, na boczną dróżkę! I nasza wycieczka przebiegała w okolicznościach przyrody widocznych na zdjęciu :-)
   Prawda, że o wiele przyjemniej?

piątek, 15 lipca 2011

The Jesus and Mary chain -21 singles

The Jesus and Mary chain

   Strasznie nierówna płyta. Pewnie dlatego, że to zbiór singli -czyli wszystko wrzucone do jednego wora, nieważne kiedy zostało wydane.
   Początek świetny. Ściana jazgotliwego gitarowego dysonansu i do tego głos wokalisty zupełnie z innej bajki, łagodny, spokojny, jak z jakiegoś popowego kawałka. "Jest super!" pomyślałem sobie z jeszcze większą uwagą wsłuchując się w dźwięki tłoczone do głowy. "Upside down", "Never understand", "You trip me up", "Just like honey", "Some candy talking"  -było tak dobrze przez pięć utworów. Potem co rusz to gorzej. Zaczynamy skręcać w stronę elektronicznego popu delikatnie doprawionego gitarami. Przypomina to trochę New Order. Taką gorszą wersję New Order. 
   Jestem teraz na 15 numerze i w sumie to chciałbym już wrócić do pierwszego. Ale nic, słucham dalej. "Snakedriver" wraca troszkę do tych pierwszych klimatów i przywraca mi wiarę w wydobycie z tego cedeka jeszcze jakiejś dobrej muzyki (na głowę). I nie uwierzycie! Na koniec, ostatnie kawałki "Come on", "I hate rock'n'roll", "Cracking up" i "I love rock'n'roll" to powrót do ostrzejszego, gitarowego grania. I dzięki temu moje cierpliwe oczekiwanie zostało wynagrodzone!

czwartek, 14 lipca 2011

Echo & The bunnymen -Seven seas

Echo and the bunnymen



   Efekt grzebania na wyprzedaży...
   "No i jak?" -zapytacie. No i nijak. Na Wikipedii przeczytałem, że zespół gra post-punk i rock alternatywny. No to ja się pytam GDZIE jest ten rock alternatywny??? A skoro tak ma wyglądać coś, co wyewoluowało z punka, to ja wychodzę, naprawdę.
   Seven seas to płyta przekrojowa, taki the best of, ale ja tu naprawdę nic takiego nie słyszę! Jeśli to są ich najlepsze kawałki, to jak brzmią poszczególne płyty? Heh, chyba nie chcę wiedzieć. A jest do kupienia w emMarkiecie za 16 złociszy zestaw bodajże pięciu cedeków tego zespołu. A ten album, co mam na uszach, kupiłem za niecałe sześć zików :-) Szczęście, że nie połasiłem się na ten zestaw płyt. Nie chodzi już o tą kasę, ale jak bym się zmusił, żeby tego wszystkiego posłuchać???

środa, 13 lipca 2011

Sex Pistols -Never mind the bollocks

Sex Pistols

   Pamiętacie swoje emocje po przesłuchaniu pierwszej w życiu płyty punk-rockowej kapeli? Co wami wstrząsnęło? Zbieraliście swoją szczękę z podłogi? A może tylko wzruszyliście ramionami krzywiąc się z dezaprobatą?
   Moim pierwszym kontaktem z punkiem była właśnie ta płyta. Słuchałem jej bez przerwy kilka dni nie mogąc dojść do siebie. "To tak można grać???" -myślałem. Potem jeszcze obejrzałem sobie "The great rock'n'roll swindle" na zjechanej do cna kasecie wideo i mętlik w mojej głowie zrobił się jeszcze większy. Nigdy nie byłem punkiem, no, miałem kilku punkujących kumpli, ale idea anarchii na świecie jakoś do mnie nie przemawiała. Poza tym nosiłem wtedy długie włosy i nie chciałem ich za żadne skarby ścinać, nosiłem skórę i ludzie raczej mnie uważali za metala. Co było już zupełnym nieporozumieniem, bo metalu nie trawiłem w ogóle.
   Punk dla muzyki zrobił to, że w sumie teraz każdy może ją grać. Nie trzeba tworzyć kilkunastominutowych progresywnych utworów jak Genesis, czy Pink Floyd, tylko wystarczyło poznać kilka podstawowych riffów na gitarze, wypić tanie wino i już można było drzeć ryja na próbie u ojca w garażu :-)

wtorek, 12 lipca 2011

Genesis -Selling England by the pound

Genesis

   Z tą płytą wiąże się taka historia:
   Byłem kiedyś (naprawdę, bardzo dawno temu) zapisany do Biblioteki bodajże Narodowej i byłem tam naprawdę częstym gościem. "Ale bufon, teraz się będzie chwalił ile to w swojem marnem żywocie książek przeczytał" -nie, moi drodzy, bardzo się mylicie! Otóż można było tam wypożyczać płyty. Zarówno CD, jak i analogowe. Żeby móc taką płytę wypożyczyć, trzeba było zapłacić miesięczny abonament w kwocie kilku złociszy, oraz przekopywać szufladki z takimi karteczkami, na których były te płyty skatalogowane. Nie można było ot, tak, sobie wejść między półki i pogrzebać, o nie! Trzeba było Pani podać numer katalogowy i ona szła do magazynu i przynosiła co tam chcieliśmy. Na raz można było wziąć trzy cedeki, lub pięć analogów bodajże -już nie pamiętam. Przeważała muzyka poważna, ale było też kilka rockowych perełek. 
   Jedną z nich było właśnie "Selling England by the pound". Gdy usłyszałem jak Peter Gabriel zaczyna płytę śpiewając "Can you tell me where my country lies?" już wiedziałem, że jest to rzecz, która głęboko wryje się w moją muzyczną świadomość. Uwielbiam ją do dziś. Za każdym razem, gdy jej słucham, przypominam sobie bibliotekarkę, która szła z moim zamówieniem i tą radochę, gdy już wracała z płytami.

PS

   Raz udało mi się namówić Panią Bibliotekarkę na samodzielną eksplorację półek z analogami. Byłem już wtedy stałym bywalcem i widocznie zasłużyłem na takie wyróżnienie. Wyszedłem stamtąd chyba trzy godziny później. Mojej Pani Bibliotekarki już nie było, widocznie skończyła zmianę, a ta co była zamiast niej wyglądała, jakby zobaczyła ducha gdy wynurzyłem się zza regałów objuczony płytami. Zdołała jęknąć cichutko "Ale tu nie wolno wchodzić!" i musiałem jej szybko wytłumaczyć jakim cudem się tam znalazłem. Wtedy też dopiero zobaczyłem, ile czasu tam spędziłem. Jakoś wcześniej nie przyszło mi do głowy, aby spojrzeć na zegarek :-)

niedziela, 10 lipca 2011

Einstuerzende Neubauten -Perpetuum mobile

Einstuerzende Neubauten

   Naprawdę, kiedyś was zanudzę... Ile można pisać, że płyta jest świetna, i że polecam, i że jest super, i że takie tam inne różne cudowności. Chyba będę musiał sobie sprawić płytę Gosi Andrzejewicz, albo Dody, żeby sobie poużywać. Ale z drugiej strony -szkoda kasy :-(
   No, ale tutaj mamy naprawdę industrialny majstersztyk! Muzyka jest świetnie nagrana, polecam posłuchać na dobrym sprzęcie. Blixa Bargeld jak zawsze śpiewa po niemiecku, czyli w języku, który jest dla mnie całkowitą i nieodgadnioną tajemnicą, ale doskonale brzmi w industrialnych utworach. To język wręcz stworzony do takich klimatów! Szorstki, twardy tak samo jak ta muzyka, ale chyba już o tym pisałem.
   Chcecie jakieś utwory, które się wyróżniają? Proszę bardzo: 1, 2, 4, 6, 9, 10.

sobota, 9 lipca 2011

Yamaha KX-580

Yamaha KX-580

   Hehe, pisałem wam, że kupię sobie jakiegoś decka! Oto Yamaha KX-580, chyba jedyny mój magnetofon, który jest całkowicie sprawny! Kupiony na Allegro za 31 zeta (plus wysyłka). Ma ciekawą funkcję Play Trim, która pozwala na zmianę prądu podkładu w trakcie odtwarzania kasety, co znacznie wpływa na jakość odtwarzanego dźwięku. Obecnie w trakcie testowania, porównuję go do swojego Sony, którego Wam jeszcze nie przedstawiłem, mój błąd!
   Zewnętrznie wygląda tragicznie, cały porysowany, ale technicznie bez zarzutu. Pewnie zostanie ze mną na jakiś czas. Obudowę się psiknie czarnym sprayem i będzie dobrze.

piątek, 8 lipca 2011

Sisters of Mercy -Floodland

Sisters of Mercy

   Sisters of Mercy -to następny zespół, który poczynił w życiu moim zawirowania znaczne. Poznałem go przez Ziba, on był od tych bardziej rockowych klimatów, ja włóczyłem się po medytacyjnych meandrach muzyki elektronicznej spod znaku Tangerine Dream.
   Andrew Eldritch wraz z Panią Patricią Morrison nagrali potężny, pompatyczny wręcz album, który w swoim czasie nawet zawojował listy przebojów. Ale w sumie kogo to dziś obchodzi... Muzyka broni się sama. Zaczynamy od przytłaczająco wielkiego "Dominion/Mother Russia", a potem jest już tylko lepiej. Moim osobistym zdaniem najsłabszy jest tutaj "1959". Fortepian plus głos Eldritcha brzmią jak dla mnie zbyt pretensjonalnie. Ale cóż z tego, skoro potem mamy rewelacyjny "This corrosion"! Andrew kiedyś zapowiedział, że pozwie do sądu każdego, kto ośmieli się przetłumaczyć ten utwór na jakikolwiek inny język. Słabo mu to chyba wyszło, bo mam w posiadaniu książeczkę z tekstami tej płyty wraz z tłumaczeniami. "This corrosion" też tam jest!
   Zdziwiliście się pewnie, że dałem zdjęcie tyłu okładki płyty. Otóż niestety przód zaginął w mrokach przeszłości. A z uwagi na fakt, iż zamieszczam zdjęcia swojego autorstwa oryginalnych płyt, to nie chciałem się wygłupiać z jakąś fotką zassaną z netu. Zresztą, u mnie wszystkie cedeki stoją na Edgarze!

czwartek, 7 lipca 2011

Tangerine Dream -Ricochet

Tangerine Dream





   Tak, już wiecie, że to mój ulubiony zespół. 
   Płyta jest zapisem koncertów z roku 1975 które odbyły się we Francji i Wielkiej Brytanii i jest materiałem z najlepszych czasów Tangerine Dream, gdy w składzie byli Edgar Froese, Chris Franke i Peter Baumann.
   Ciekawe jest to, że zespół w tamtych latach nie grał materiału ze swoich wcześniejszych płyt, tylko przygotowywał nowy materiał na trasę. Dzięki temu ich albumy koncertowe są jedyne w swoim rodzaju. Nie ma na nich "przebojów" i z rzadka trafią się odgłosy publiczności (która grzecznie siedziała na miejscach i podziwiała show).
   A muzyka tak napełnia energią, że aż czuję, jak unoszę się na fotelu. W sumie to tylko dwa utwory, ale każdy z nich zawiera w sobie tyle tematów i improwizacji, że starczyłoby zapewne na jeszcze trzy takie płyty.
   Zamykam oczy i unoszę się w swojej wizji tajemniczo elektronicznego świata tak misternie utkanego przez magików z Mandarynowego Snu. Proszę mi teraz nie przeszkadzać.

poniedziałek, 4 lipca 2011

Yamaha CDX-630E

Yamaha CDX-630E





   To drugi mój cedek. W nim pojechałem znacznie dalej, jeśli chodzi o modyfikacje. Wymieniłem ponad 40 kondensatorów, dołożyłem złącze IEC z filtrem napięcia, wymieniłem gniazda RCA, przedwzmacniacz wstawiony został BurrBrowna, wywalone tranzystory mutujące, wytłumiona obudowa i wstawiony został precyzyjny zegar taktujący. W sumie to jeszcze nie koniec...
   Planuję wstawić tu lampy zamiast op-ampa zgodnie z ideą lampizatora. Na razie zbieram części. Poza tym mam z tym odtwarzaczem jeden problem -czasem po włożeniu płyty do szuflady klamot jej nie rozpoznaje i wywala szufladę na zewnątrz. Czasem też tak się dzieje nawet, gdy nie wkładam płyty. Wyłączniki krańcowe przeczyszczone, luty poprawione, kurcze, już sam nie wiem co się dzieje!
   Macie jakieś pomysły, co to może być?

niedziela, 3 lipca 2011

Prodigy -The fat of the land

Prodigy






   Uoooooaaaa... Prodigy nie zawodzi, o nie! To jest muzyka, która nieźle wali po głowie! Z uwagi na fakt iż na co dzień jeżdżę automobilem zasilanym silnikiem napędzanym olejem napędowym, to moim ulubionym kawałkiem jest oczywiście "Diesel power" ;-)
  A tą płytę poznałem od rewelacyjnego "Firestarter" lata temu. Nawet miałem gdzieś cedeka z singlem, był tam umieszczony też świetny teledysk. Ale jeśli już mówimy o teledyskach, to nic nie przebije dosadnego video-clipu do "Smack my bitch up". Do obejrzenia w wersji nieocenzurowanej tutaj:

sobota, 2 lipca 2011

Ziyo

Ziyo

   Pierwszy, debiutancki materiał Ziyo. Dostany od koleżanki Ziba. Przypomina stare czasy, heh... Idziemy wytrwale -to mój absolutnie ulubiony kawałek tego zespołu. Jest tu więcej świetnych numerów i słuchając tej kasety zastanawiam się dlaczego ta kapela nigdy nie wybiła się do tak zwanego mainstreamu? Po takim debiucie?
   Co prawda zespół istnieje do dziś, ale tak naprawdę to chyba niewiele osób o tym wie. Sam się o tym dowiedziałem przed chwilą -wpisałem Ziyo do Gogla i mi wyskoczyła ich oficjalna, aktualna strona! No proszę...
   Kaseta zrobiła mi psikusa. Pierwsza strona, dwa świetne kawałki (Nr 1 i Poza tym miejscem), a potem jakieś cudowności. Miks wszystkiego! Fragmenty audycji Trójki sprzed lat, jakieś urywki utworów (rozpoznałem jedynie Kobong). Posłuchałem przez chwilę i przełożyłem kasetę na drugą stronę, nie zapominając o jej przewinięciu do początku. A tam...
Idziemy wytrwale spokojni o świat
Idziemy wytrwale idziemy od lat 
spokojni o przyszłość spokojni o cel
Idziemy wytrwale dzień za dniem

I już nic więcej dziś mi nie potrzeba.

piątek, 1 lipca 2011

Pioneer PD-S503

Pioneer PD-S503

   Oto mój Pionek. A raczej to, co zostało z oryginalnego Pionka :-) Jak widać, jest teraz w środku troszkę więcej różnych rzeczy i miejsca troszkę mniej.
   Wytłumiona obudowa, wymienione gniazda RCA na pozłacane, wstawione gniazdo IEC, wstawiony filtr napięcia, osobne zasianie części analogowej, poprawione zasilanie DAC-a, dociążony i wytłumiony sam napęd, wymieniony op-amp na Burr Brown i kondensatory wyjściowe. Zostały wywalone tranzystory mutujące. Aha, zamontowałem mu też wyjście cyfrowe SPDIF, może pracować jako sam transport.
   Trzeba przyznać, że modyfikacje przyniosły efekt, dźwięk przestał być mułowaty i przytłumiony, stał się bardziej przejrzysty, a bas głębszy.
   A poza tym, to fajna zabawa, tak sobie podłubać w klamotach!