Pokaż przykład MUSIC ON THE HEAD: Klaus Schulze -Dziękuję Poland -in search of the lost chord.

sobota, 7 stycznia 2012

Klaus Schulze -Dziękuję Poland

Klaus Schulze

   Ech, no nie jest to najlepsza płyta w dorobku Pana Schulze... A mówiąc wprost -to jedna z tych gorszych. Dwupłytowy album wydany po koncertach w Polsce w 1983 roku wypada słabiutko chociażby w porównaniu z koncertówką Tangerine Dream, powstałą w tym samym roku. A Klaus w tekście w środku płyty napisał: "Nasi słuchacze byli porwani muzyką i ten entuzjazm naładował do takiego stopnia Rainera Blossa i mnie, że zagraliśmy w Polsce jedne z najlepszych koncertów". Rany, skoro te były najlepsze, to jak brzmiały te gorsze???
   "Dziękuję Poland" składa się z dwóch płyt na których są w sumie cztery kompozycje. Po jednej na stronę analoga. Każdy utwór to zapis z koncertu w innym mieście. Tak więc "Katowice" i "Warszawa" są kompletnym nieporozumieniem i brzmią fatalnie. Muzyka jest sztuczna, nienaturalna.
   -Hej, w końcu to muzyka elektroniczna, więc nic dziwnego, że sztuczna!! -uniesie się ktoś. No tak, ale Schulze potrafi zaczarować miękkim, medytacyjnie melodyjnym dźwiękiem, a tutaj tego nie ma. Muzyka trąci myszką, brak jej tego pierwiastka ponadczasowości. Po prostu brzydko się zestarzała. To jedna z niewielu pozycji w dyskografii Mistrza, której po prostu nie lubię słuchać.

2 komentarze:

  1. Porównywanie koncertu Klausa z płytą Poland T.D nie jest do końca adekwatne. Jak pewnie wszyscy wiedzą, koncert Mandarynek został później mocno obrobiony w studio przez Chrisa i Johannesa. Tak bardzo, że właściwe można powiedzieć że z oryginału zostało niewiele, na dobrą sprawę, oni go nagrali w studio ponownie. Dlatego tak pięknie brzmi na płycie. Klaus nie ingerował w swój materiał z taką bezczelnością i stąd ta różnica. Utwory u Klausa zostały wybrane z wielu nagrań, nie zawsze dobrze zarejestrowanych. Ciężko było np. technikom poradzić sobie z akustyką Torwaru, wzmacniacze i kolumny były po prostu za słabe aby dać tam "czadu". Więc te wersje utworów gdzie słychać było wyraźny przester w postaci chwilowego "pfrrr" płynącego z głośników, w momencie użycia efektu "Hall speed cut" - nie znalazły się na tym albumie. Raczkowanie z techniką cyfrową też odcisnęło tu swoje piętno. Ale klimat koncertów Klausa - ten był niesamowity! On grał tak, że słuchacze byli autentycznie skupieni, przekonani że biorą udział w jakimś misterium i siedzieli bez ruchu oczarowani muzyką. Niestety, na koncercie Tangerine Dream było bardziej komercyjnie - w każdym momencie przedstawienia publika chodziła sobie pod sceną tam i z powrotem, słychać było gwar rozmów. To co u Klausa było sporadyczne, na koncercie zespołu Edgara było normą. Byłem tam osobiście wśród tej publiczności, więc jeszcze co nieco pamiętam :). Szerzej o tym koncertach wkrótce na moim blogu. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodałem Twojego bloga do obserwowanych -kopalnia wiedzy o el-muzyce! Bardzo się cieszę, że go piszesz.
    Na koncertach nie byłem -chodziłem wtedy do podstawówki. Wiem, że TD bardzo zmieniało w studiu nagrany materiał, ale opisuję po prostu swoje wrażenia ze słuchania płyt, a te są, jakie są.
    Teraz kupuję sukcesywnie cykl "La vie electronique" Klausa. To jest kapitalny materiał!

    OdpowiedzUsuń