Mierzi mnie trochę otoczka, którą nadały praktycznie wszystkie media informujące o powstaniu nowego albumu Cave'a i jego Złych Nasion: oto słuchajcie, czołowy fatalista rocka, pierwszy do złowieszczych wizji, stracił syna i to niewątpliwie odcisnęło piętno na jego nowym albumie. Część tekstów odnosiło się nawet do albumu "Firstborn is Dead", który to miał być złowieszczym proroctwem wieszczącym śmierć Artura. Cóż za perfidia! Idąc tym tropem trzeba by uważać do jakich knajp człowiek wchodzi, bo nie daj Boże to będzie O'Malley's Bar.
Niespodziewanie znalazłem się w podobnej sytuacji co Nick. On nagle stracił syna, ja nagle straciłem ojca. I mimo to słucham "Skeleton Tree" nie dlatego, żebym chciał pogłębić swoją rozpacz, swój ból po śmierci taty, tylko wbrew wszystkiemu co czytam w Internecie, ja w tej muzyce nie czuję pławienia się w bólu i rozkładania na czynniki pierwsze swojego cierpienia. Co prawda Nick śpiewa głosem zmęczonym, pełnym rezygnacji, ale jednak zauważcie, że im bliżej końca albumu tym bardziej czuć w nim nadzieję lepszego jutra. Ta płyta to oczyszczenie, to muzyka, która przepełniona niewypowiedzianym bólem straty kogoś bliskiego jest jednocześnie pomostem pomiędzy tym cierpieniem a nadzieją, że w końcu nadejdzie czas, kiedy Słońce wzejdzie ponad horyzont i mimo potwornej rozpaczy wypełniającej serce kiedyś wszystko będzie dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz