Pokaż przykład MUSIC ON THE HEAD: Aiwa CSD-ED57 -in search of the lost chord.

piątek, 23 maja 2014

Aiwa CSD-ED57



   Kupiłem tego klamota na giełdzie za 30 zeta... Po co? Hmmm... Następne pytanie proszę! Sprzęt był prawie sprawny (sprzedawca twierdził, że jest w super stanie), w sumie wszystko się włącza i gra jak trzeba, tylko klawisz volume up nie działał, albo działał po bardzo mocnym wciśnięciu, a przełączenie na odtwarzacz płyt czasami powodowało włączenie się radia i przełączanie pomiędzy zakresami. Ale to pierdoły, wystarczyło wymienić tact-switche odpowiedzialne za sterowanie tymi funkcjami, żeby wszystko grało jak trzeba. Wybebeszone radio było za duże, żeby zmieścić się na biurku, więc większość prac zrobiłem... na podłodze:


   Ale to nie koniec zabawy! Zamarzyłem sobie mobilny sprzęt grający, który nie będzie wymagał co rusz kupowania baterii, albo zamartwiania się o ładowarkę do włożonych akumulatorków. Zresztą do Aiwy wchodzi OSIEM baterii R14, a jeden akumulatorek tej wielkości kosztuje na Allegro około 20 zł. 8x20=160 zł. Dziękuję, postoję... Do tego jeszcze doszedłby koszt ładowarki. Poza tym 8 akku daje napięcie 9,6 V, a radio potrzebuje tych Voltów 12. Trzeba było wykombinować coś innego. I wykombinowałem! Kupiłem akumulator żelowy 12V 5 Ah za 41 zeta i wstawiłem go do środka:


   A tak to wygląda z innej perspektywy:


   Jak widać z lewej strony jest transformator zasilający, a z prawej wkleiłem akumulator. Na razie nie jest podłączony, ponieważ teraz na scenę wydarzeń wchodzi... Ładowarka:


   Kupiona za niecałe 20 zeta. Oczywiście będzie mi potrzebny tylko środek, więc obudowa i kabelki zostały zdemontowane, a sama płytka umieszczona tutaj:


   Podłączenie lepiej jest widoczne na tym zdjęciu:


   Obecnie zasilanie działa w ten sposób: przy podpiętym kablu zasilającym automatycznie jest odłączane zasilanie akumulatorowe oraz jest załączone ładowanie akumulatora. Gdy wyjmiemy kabel, radio zaczyna pobierać energię z akumulatora. Rozwiązanie o tyle wygodne, że nie trzeba się wozić z ładowarką, a w przypadku rozładowania akumulatora wystarczy podłączyć sprzęt na noc do gniazdka. Wszystko było pięknie do momentu próby złożenia wszystkiego do kupy:


   Okazało się, że antena ferrytowa zamontowana na plastikowym stelażu nie mieści się do środka przez wklejone akku! Wyciąłem to w cholery i przykleiłem antenę bezpośrednio do płytki :-) Możliwe, że teraz nie będzie działać jak trzeba, ale po cholerę mi długie fale? Grunt, że UKF chodzi :-)
   Radyjko co prawda jest trochę cięższe, ale gra jak trzeba. Nie robiłem jeszcze testów wytrzymałości zasilania akumulatorowego, ale myślę, że kilka godzin powinno wytrzymać. Plan założonych prac wykonany w 100%. Całkowity koszt: radio 30 zł, akku 41 zł, ładowarka 20 zł. Czyli razem 91 zeta. 

3 komentarze:

  1. Za kwotę 10 złotych na pobliskim pchlim targu - Szczecin, obok Manhattanu można kupić radio tranzystorowe, rok produkcji XXI wiek, na dwie baterie, paluszki R6, albo też nie trzeba nic kupować, jak kto ma telefon współczesny komórkowy, bo przecież taki telefon ma radio, ba, żeby to jedno - bo przecież ma dostęp do Internetu.
    Ale, podziwiam kolegi zmysł i umiejętności techniczne - SZACUN ;)

    Lubię tutaj czasem zaglądnąć

    www.fonoteka.pun.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Telefon zwany smarkfonem posiadam i zapewniam szanownego kolegę, że z nagłośnieniem chociażby najmniejszego pokoju to ma niewiele wspólnego. Radio tranzystorowe -jest to jakieś rozwiązanie i możliwe, że w tym temacie kolega ma rację, ale dłubanie w klamotach to dla mnie sama radocha, więc szanowny kolego rozumie ;-) Radyjko tranzystorowe nie zapewnia chwili radosnej zabawy w rozkręcanie i dłubanie :-)

      Usuń
  2. Pozwolę sobie zacytować kolegę "dłubanie w klamotach to dla mnie sama radocha, więc szanowny kolego rozumie ;-)"
    Doskonale to rozumiem, dlatego będę tutaj zaglądał, póki strona będzie istniała.

    OdpowiedzUsuń