Pokaż przykład MUSIC ON THE HEAD: czerwca 2011 -in search of the lost chord.

wtorek, 28 czerwca 2011

Portishead -Roseland NYC live

Portishead





   Dziś miłości do Portishead ciąg dalszy. Płytę pożyczyła mi Kasia, która to, gdy tylko się dowiedziała, że jestem świeżym miłośnikiem ich dźwięków, to się strasznie ucieszyła i na drugi dzień przyniosła tego CD.
   Dźwięki wydobywające się ze słuchawek są nieco ocieplone żywymi instrumentami, to uczucie osaczenia i opuszczenia jest może trochę słabsze, aczkolwiek niepokojąco obecne. W końcu to nagranie koncertowe, musi być inne od tego, co powstało w studio. Niektórzy twierdzą, że dopiero płyty live świadczą o klasie muzyki, tam dopiero słychać, jak to wszystko brzmi niejako "na placu boju".
   Coraz bardziej korci mnie, aby dorwać się do tekstów piosenek. Tak już mam, gdy już muzyka mnie pochłonie, to pragnę wiedzieć cóż ciekawego jeszcze tkwi w tekstach. Ale jeszcze nie dziś, teraz po prostu sobie posłucham!

Maciej Zembaty -35 x Cohen

Maciej Zembaty





   Dziś zmarł w szpitalu z powodu zatrzymania akcji serca Maciej Zembaty. Wiadomość ogromnie mnie zaskoczyła, nie wiedziałem o problemach zdrowotnych Pana Macieja. Więc pożegnam Go słuchając Jego coverów piosenek Leonarda Cohena, które tak bardzo kochał. Chyba w ten sposób najpełniej mogę oddać hołd artyście.
   Cześć Jego pamięci!

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Thorens TD 166J

Thorens

   A oto mój gramofon! Stary Thorens ze starą wkładką, którą mam nadzieję wymienić... jeszcze w tym roku (może). Jako pre gramofonowe robi układ AVT zasilany zasilaczem ze starego DAT-a Sonego, kiedyś też go Wam zaprezentuję. 
   Jest to w sumie mój trzeci gramiak. Pierwszy był polski Bernard, potem przeleciał przez moje ręce jakiś Dual. Po nich przeszła mi chęć słuchania winyli, więc płyty spakowałem do pawlacza, a gramofon sprzedałem. Ale dwa lata temu zniosłem je z powrotem i zacząłem się rozglądać za następną szlifierką. I padło na tego Thorensa.
   Mam cichą nadzieję, że następny będzie jakiś porządniejszy Pro-Ject, a moim marzeniem jest Transrotor Dark Star. Jakby ktoś z Was chciałby mi go sprezentować na urodziny, albo tak w ogóle, bez okazji, to ja bardzo proszę o szybki kontakt.

niedziela, 26 czerwca 2011

Marillion -Fugazi

Marillion





   Fugazi to druga płyta w dorobku tego zespołu. Jak dla mnie jest to najsłabszy tytuł w dorobku zespołu za czasów Fisha. Oczywiście są utwory, które pamięta się do końca życia, ale z uwagi na fakt, iż wszystkie albumy Marillion są genialne, to ten jest najmniej genialny :-) Mam nadzieję, że rozumiecie, o co mi chodzi.
   -Skoro taki słaby, to po co się katujesz? -ktoś zapyta. Ano właśnie, bo są tu utwory, które właśnie dziś (nie wiem czemu) chciałem usłyszeć. Assassing i Jigsaw. To najprawdziwsze perełki z Fugazi. A że nie lubię skakać po piosenkach, to wolałem po prostu posłuchać całej płyty. 
   Nawet przełożenie analoga na drugą stronę nie sprawia kłopotu. Zresztą, jakiego kłopotu??? Toż to sama przyjemność!!!!!

sobota, 25 czerwca 2011

Portishead -Dummy

Portishead





   Cóż za gęsta, mroczna, wciągająca muzyka tak wspaniale rozjaśniona wspaniałym głosem Pani Beth Gibbons! Od pierwszych dźwięków zakochałem się w tym zespole. Tak, nigdy wcześniej go nie słyszałem! Nie, nie żyję na bezludnej wyspie, ani nie odsiaduję żadnego wyroku :-)
   Cóż więcej napisać o tej płycie? Że słuchanie jej to jakby poruszanie się w gęstej smole, w zatęchłym tunelu z jasną, punktową latarką w ręce? Mimo rosnącego wrażenia całkowitego zagubienia w tych trip-hopowych ciemnościach, cały czas mamy świadomość podążania we właściwym kierunku dzięki kojącemu brzmieniu jasnego głosu wokalistki? Posłuchajcie, przekonajcie się sami!

Zbigniew Preisner -Requiem dla mojego przyjaciela

Zbigniew Preisner





   Chciałem mieć tą płytę już od miesiąca. Kręciłem się w empiku, kręciłem ,aż w końcu żona moja ukochana wzięła ją z półki, poszła do kasy, zapłaciła i dała z okazji dnia ojca, że niby od dzieciaków :-)
   Ale dlaczego ją tak bardzo chciałem? Otóż przyznam się bez bicia, że zdarzy mi się oglądać programy kręcone dla mas nie płacących abonamentu RTV, nie kupujących płyt i wciągających reklamy oczami, uszami i wszystkimi innymi otworami ciała. Dokładnie chodzi tu o "Mam tablet" czy coś takiego. Otóż wystąpili tam dawaj bracia, bliźniacy, i zaśpiewali "Lacrimosa". I wiedziałam, że ten utwór zawładnął moją biedną duszą. Zawładnął bez reszty. I tylko czekał na odpowiednią chwilę, żeby dopomnieć się swoich praw.
   I gdy ujrzałem tą płytę na półce, to wtedy przypomniałem sobie to wykonanie "Lacrimosa" i nie mogłem przestać myśleć o tej płycie.
   Teraz ją mam. Teraz jej słucham. Preisner napisał to requiem po śmierci Kieślowskiego. Słuchając tej muzyki moje myśli biegną ku mojemu kumplowi, którego już nie dane mi zobaczyć.
   A muzyka piękna. Ból miesza się tu z nadzieją, i choć całość ma w sobie naleciałości muzyki filmowej (zwłaszcza to słychać w części II -Życie), to płyta nie daje się słuchać bez skupienia.
   Są takie dzieła, które wymagają od słuchacza o wiele więcej niż niedbałe wrzucenie CD do odtwarzacza i bierne kiwanie głową w rytm. Jeśli poświęcicie im trochę więcej uwagi, to odwdzięczą się wam naprawdę potężną dawką emocji.

PS

   Chudy, to dla Ciebie powstała ta muzyka.

wtorek, 21 czerwca 2011

Boogie Brain Festival

Boogie Brain Festival





    Już za miesiąc startuje po raz czwarty Boogie Brain International Music Festival! 
   Nigdy wcześniej na nim nie byłem i pewnie teraz też się nie wybiorę. Tak, czekam, aż dzieciaki podrosną :-) Aczkolwiek fajnie, że w Szczecinie powstaje impreza, która ma coraz większy rozmach i coraz więcej o niej słychać w kraju. Chociaż nie tylko, w końcu zdobyła ona drugie miejsce na gali rozdania nagród European Festival Awards! Kto wie, może kiedyś będzie lepsza od Heineken Open'era :-)
   W tym roku rusza edycja klubowa, początek 21 LIPCA na Zamku Książąt Pomorskich. Szczegóły, program i dokładny opis tutaj:


   PS

Dziś przeglądałem ulotkę i myślałem, że to będzie teraz, w Czerwcu. Ale babol... Dopiero przed chwilą załapałem, że to będzie w Lipcu!

sobota, 18 czerwca 2011

Marillion -Clutching at straws

Marillion





   Nie ma to jak otworzyć sobie piwo i posłuchać płyty o alkoholowych kłopotach Torch'a. Chwytając się brzytwy -to ostatnia płyta nagrana z Fishem jako wokalistą. Reszty nie znam, "poszedłem" za Fishem, nie interesując się za bardzo dlaszymi losami zespołu, który był (jest?) jednym z tych najważniejszych.
   Teksty są tu ogromnie ważne. Ileż to ja godzin spędziłem ślęcząc nad tłumaczeniem, a internetu wtedy nie było! Going under jest pierwszą piosenką której nauczyłem się na pamięć. Potem poszło.... Incomuunicado, Torch song, Just for the record. Nie da się tej płyty słuchać jako osobnych piosenek, to klasyczny concept album.
   To jedna z tych płyt, w których jest zawarta część prawdy o życiu, prawdy o tych rzeczach, które stają się jasne i klarowne dopiero po kilku głębszych. A więc, Panie i Panowie....
   Slainte mhath!

piątek, 17 czerwca 2011

Wrocław Baroque Orchestra -Kozeluh, Rejcha, Vorisek symphonies

Wrocław Baroque Orchestra





   Jadąc dziś do domu po drodze wpadłem do eM Markietu i szybciutko podążyłem w stronę półki z wyprzedażami. To najlepsza półka w całym sklepie, tylko trzeba często sprawdzać co tam jest. Czasem się wyjdzie z pustymi łapami, czasem z badziewiem typu The echoing green, a czasem można trafić na niespodziewane perełki w cenie 9.99 zeta. Tą płytę można zaliczyć do tej ostatniej kategorii.
   Trzy symfonie czeskich kompozytorów dla mnie, nieokrzesanego chama, Pierwszego Ignoranta Rzeczypospolitej, jeśli chodzi o muzykę poważną, brzmią super. Słuchając tej płyty miałem dziwne wrażenie otwierania się w głowie szerszych horyzontów. Mózg odpoczywając przy tych dźwiękach jakby inspirował się nimi dostarczając jego właścicielowi trudnej do określenia przyjemności, zupełnie innej, niż przy słuchaniu rocka na przykład.
   Spróbujcie kiedyś sami!

czwartek, 16 czerwca 2011

Eddie Vedder -Into the wild

Eddie Vedder





   Króciutka płyta, raptem 33 minuty. Bardzo spokojna, stonowana, a jednak z czuć w niej dyskretną siłę. Może to przez głos Veddera? Może... 
   Chciałem wskazać piosenkę, która najbardziej mi się podoba, ale trudno wybrać. Może nie dlatego, że są tam same rewelacyjne numery, ale dlatego, że żaden z utworów nie sili się na bycie takim. Ta muzyka po prostu sobie płynie kojąc duszę. Nie widziałem filmu do którego jest to soundtrack, ale to nieważne. Te skromne pół godziny muzyki w zupełności mi wystarcza. 
   A po pierwszym wysłuchaniu wydała mi się nudna. Ciekawe...

wtorek, 14 czerwca 2011

A Perfect Circle -Thirteenth step

A Perfect Circle

   Ile razy zdarzyło się Wam posłuchać nowej płyty od razu od początku do końca, poświęcając jej całą swoją uwagę?
   Dziś dostałem do przesłuchania dwie płyty od koleżanki z pracy (Dzięki, Kasiu!). I jedną z nich jest właśnie ta. Włożyłem krążek do cedeka, założyłem słuchawki i chciałem popatrzeć co się dzieje w Internecie, ale po chwili po prostu siedziałem zasłuchany patrząc niewidzącym wzrokiem w biurko. I tak praktycznie całe pięćdziesiąt minut. No, zrobiłem przerwę na siku :-)
   Nigdy wcześniej nie słuchałem A perfect circle, i muszę szczerze przyznać, że to był błąd. Muzyka pełna delikatnego rock'n'rollowego klimatu, trochę gitarowo zadziorna, ale więcej na niej spokojniejszych klimatów. Co wcale nie znaczy, że jest to smętne plumkanie! O, nie!
   Jest to jedna z tych płyt, do których się wraca.

piątek, 10 czerwca 2011

102.30

Trójka

   Jeśli chodzi o radio to w zasadzie nic innego nie musi w eterze nadawać. Trójeczka jest na topie od lat. Od dziesiątek lat!
   Zaczęło się oczywiście od listy -to właśnie z niej nagrałem swój pierwszy utwór na kasetę magnetofonową! Potem siedzenie po nocy, polowanie na nadawane całe płyty -wtedy to było legalne, o prawach autorskich nikt nie słyszał, a redaktorzy mieli świadomość misji dostarczania ludziom w całym kraju muzyki, której nigdzie indziej nie można było zdobyć. Taka była Trójka. Do dziś mam te kasety. Wszystkie ponumerowane, poukładane, dokładnie opisane.
   A teraz? Przed chwilą skończyła się Lista Przebojów, teraz leci Męskie Granie. Czasem wkurza polityka, zaproszą do studia kilku bufonów, postawią im darmową kawę, więc ci nawijają co im tam akurat w głowie zaświta.
   Ale najważniejsza jest muzyka. Tutaj poznałem Archive, Mjut, Kinsky'ego, Sisters of Mercy i wielu innych. Dzięki, kochana Trójeczko!

czwartek, 9 czerwca 2011

Popsuł mi się....

Pioneer CT-S550S

   ...magnetofon. A taki fajny był, czarny, japońsky Pioneer CT-S550S. Ciekawa usterka, gra poprawnie przez godzinę, może nawet dłużej, a potem zaczyna piszczeć. I to tak, że nawet w słuchawkach słychać. Mam jeszcze Sonego TC-K520 który też jest zepsuty. Óbaf po pachy po prostu.
   Będąc w desperacji wybebeszyłem tego Soniacza, zobaczymy, może się go naprawi. Wcześniej go nie ruszałem, bo Pionek był sprawny, ale teraz któregoś trzeba zrobić -mam do przesłuchania te kasety, co je dostałem.
   Z tego co pamiętam, to Sony brzmiał ciekawiej, zanim padł. Dlatego teraz wolę za niego się wziąć. Jak się nie uda to wystawię ten cały bałagan na Allegro i kupię sobie coś innego. Może macie jakieś propozycje, czym warto się zainteresować tak w cenie do marnej stówki?

środa, 8 czerwca 2011

Scorn -Logghi barogghi

Scorn





   Uwielbiam tą płytę. Zresztą praktycznie wszystko co zostało wydane pod szyldem Scorn jest kapitalne.
   Perkusista Napalm Death postanowił nagrać coś innego i robi to całkiem nieźle. Płyta jest gęsta jak smoła, czarna ciemnością diabelską jak smoła i basowo rytmiczna. W ogóle tu dużo basu, mrocznej dark-ambientowej schizy i emocjonalnego niepokoju. Stanowczo nie polecam ludziom  przechodzącym akurat jakieś egzystencjalne rozterki. A co najdziwniejsze, to tacy właśnie najbardziej lubią takie dźwięki!
   Skąd to wiem? Heh, kto z nas nie przechodził bólu dorastania, panicznego samookreślenia swojej kruchej osobowości i nieudolnych prób osiągnięcia jako-takiej niezależności? No, kto?

wtorek, 7 czerwca 2011

Jean Michel Jarre -En attendant Cousteau

Jean Michel Jarre

   Dziś syn nie miał zamiaru wieczorem zasnąć. Godzina na zaśnięcie już dawno minęła a ten dalej skacze!
   "Czekaj ty" -pomyślałem. "Już ja cię załatwię!" Chwyciłem go na ręce, smoka załadowałem do otworu gębowego i poszliśmy do mojej nory (nora to taka lokalna nazwa pokoju w którym niepodzielnie rządzi bałagan i sprzęt audio). Chwila zastanowienia i w cedeku ląduje "Czekając na Cousteau" Jarre'a.
   To chyba ostatnia jego płyta którą da się słuchać. A i to nie w całości. O ile pierwsze Calypso jeszcze jakoś się broni, to pozostałe dwa są po prostu syntezatorowo-popowymi popierdywaniami.
   Ale prawdziwą perełką (a raczej sporą perłą biorąc pod uwagę czas trwania) jest tytułowy "En attendant Cousteau". To francuskojęzyczna wersja tytułu, po bardziej przyjaznemu angielskiemu jest to po prostu "Waiting for Cousteau". Trwa on ponad 40 minut i jest medytacyjno-relaksującym arcydziełem. Cała płyta jest poświęcona słynnemu badaczowi głębin morskich, ale to właśnie ten utwór najpełniej oddaje spokojną dostojność, ciszę i potęgę podwodnych przestrzeni. 
   Przez chwilę kołysałem się z potomkiem na rękach aby po kilku minutach poczuć, że chyba śpi. Mogłem usiąść. Teraz należało poczekać 10-15 minut aż porządnie zaśnie i zanieść smyka do jego łóżeczka. Przykryłem go delikatnie kołderką i szybciutko-cichutko pobiegłem do nory, coby jeszcze raz od początku, ale już w słuchawkach, poczekać na Cousteau.

sobota, 4 czerwca 2011

Gustav Mahler -Pieśń o Ziemi

Gustav Mahler





10 czerwca o 22:00 na szczecińskim cmentarzu centralnym odbędzie się koncert dedykowany "Tym, którzy nie powrócili z morza". Pewnie nie zwróciłbym na to szczególnej uwagi gdyby nie to, że  mam kumpla, który uwielbia to dzieło i pod jego wpływem niejako będąc właśnie sobie tego słucham.
Jest bardzo możliwe, że się tam we dwóch wybierzemy. Bilety w cenie 38 zeta do nabycia tutaj:

Opera na Zamku

Cykl koncertów "Tym, którzy nie powrócili z morza" ma już pewną historię, byłem na jednym kilka lat temu. Wtedy wystawiane było Requiem Mozarta.

piątek, 3 czerwca 2011

Dżem -Najemnik, Detox

Dżem

   Wczoraj dostałem od koleżanki Ziba ponad pięćdziesiąt kaset, które miała zamiar wyrzucić na śmietnik. Dziś do decka wskoczył najpierw Najemnik, potem Detox. Nigdy nie byłem wielkim, oddanym fanem Dżemu, lubię co niektóre ich kawałki, ale nie mam jakiejś fobii Riedla. Więc nie podchodzę do ich twórczości na klęczkach.
   Najemnik -kaseta zgrana do cna, słychać, że poprzednia właścicielka lubiła jej słuchać. Ale w porównaniu z Detoxem, to jest to o wiele słabsza płyta. Jaśniejszym momentem jest Modlitwa III i oczywiście Wehikuł czasu. Ten ostatni było słychać tylko na prawym kanale, nic nie dało czyszczenie głowicy i próbowanie odsłuchu na innym sprzęcie. Ale mimo to ten utwór doskonale się się słucha, aż samemu by się chciało wyskoczyć do klubu Puls.
   A Detox? Trudno słuchać tej kasety bez chwili refleksji nad losem Ryśka. Muzyka piękna, przejmująca, chwytająca za serce. Ciężki los wokalisty odcisnął potężne piętno na tej muzyce i z jeden strony to przeraża, a z drugiej... Czy ta płyta mogłaby powstać, gdyby nie walka z nałogiem? Muzyka to okrutna pani -czasem żąda wysokiej ceny za wspaniałe dzieło.